Kochani,
Dzś wielkie święto – dzień odzyskania niepodległości przez Stany Zjednoczone. Z tej okazji postanowiliśmy wybrać się wieczorem w pewne miejsce: downtown Phoenix po to, aby obejrzeć pokaz fajerwerków. Niestety parady odbywały się ok 12 am, a ja wtedy zalegałam przy kompie i zajadałam śniadanko :P
W pokoju hotelowym , w naszym aneksie kuchennym znalazłam toster :) Więc dziś na śniadanko tosty z masełkiem ze szczypiorkiem i banan :) pycha
Pokazy fajerwerków rozpoczynały się o 21.30, aby dojechać do Phoenix i zjeść tam kolację musieliśmy wyjechać niecałe 2-3 godzinki przed. Przed wyjazdem zobaczyliśmy za oknem śmieszny obrazek: Japończyków robiących sobie barbecue przy basenie. Jedli je pałeczkami :P Nigdy czegoś podobnego nie widziałam. Są niesamowici. Inny przykład: wczoraj siedząc na basenie widzieliśmy jednego Japończyka idącego po bieżni (mini siłownia znajduje się na parterze przy basenie). Jak mnie uświadomił Marek ponoć oni nie biegają po bieżni, tylko chodzą np. codziennie godzinę. Ruch jak każdy inny… :D
Dzień spędziłam na relaksie :) Po 17 przyjechał Krzyś i powoli zaczęliśmy się zbierać do Phoenix. Na ten dzień wybrałam moją śliczną nową sukienkę zakupioną w ROSS’ie za jedyne 14$ (ok 40zł). Jest boska! Po drodze akurat zachodziło słońce (o dziwo robi się tu naprawdę szybko ciemno, ok 20.30 jest już noc).
Widzieliście kiedyś słońce nad samym horyzontem drogi? Ja tak :D
W końcu dojechaliśmy do centrum Phoenix i tu czekała na nas niespodzianka… puste ulice! Wyobrażacie sobie, aby tak wielkie miasto było całkowicie opustoszałe w samym centrum? Żadnych ludzi, budek z jedzeniem, krzyków czy typowej miejskiej krzątaniny. Ok, było gorąco, ok było święto, ale to nie zmniejszyło mojego szoku. Oczekiwałam czegoś takiego jak Monte Cassino w Sopocie czy Długa w Gdańsku, a tu może minęliśmy 10 osób (wśród których jedna była z psem, a jedna tańczyła…) :P
Ach ten Krzyś :) Dać mu aparat do ręki…
Za to widzieliśmy ciekawe drzewo z zielonym pniem :)
Doszliśmy do Hard Rock Cafe i tam zamówiliśmy jedzonko. Przyznam, że był to najlepszy hamburger jaki w życiu jadłam. Składał się z kotleta z piersi indyka, bekonu (boski), sera i typowo warzywnych dodatków. Pysznego hamburgera jadłam też w Toruniu w miejscu „Widelec”: też z piersi z kurczaka i pysznymi dodatkami, takimi jak: szpinak, ser, pestki dyni i suszone pomidory :)
Mój Krzyś nie ma facebooka, ale to mu nie przeszkadza posiadać koszulke z bliżej nieokreślonym napisem…
Oczywiście ledwo zjedliśmy po hamburgerze, nie spróbowałam nawet jednej frytki :)
Boska ta sukienka, prawda :P
Po raz pierwszy przydała mi się wyrobiona wcześniej ID CARD :)
Po kolacji udaliśmy się szybko w miejsce, gdzie planowane były fajerwerki z okazji odzyskania przez USA niepodległości :) Fajerwerki nie były za szczególne, spodziewałam się czegoś lepszego… Zdjęć sztucznych ogni nie wrzucam, bo są niewyraźne.
Tuż przed pokazem fakerwerków.
Sukienka raz jeszcze :P Samowyzwalacz uciął mi głowę, ale i tak widać to co najważniejsze :P
Jedliście kiedyś miętowe? ciekawe czy dobre… boję się otworzyć :P
Pokaz fakerwerków jak wcześniej wspomniałam nie okazał się czymś niezwykle intersującym. Ciekawsze było to, że w pobliżu pokazu zebrało się wiele ludzi. Wszyscy, których widzieliśmy siedzieli wzdłuż ulicy na otwartych bagażnikach swoich aut albo na przyniesionych przez siebie składanych krzesełkach :) czasem nawet całe rodziny :) To było urocze!
Na jutro planuje… ralaks :P Ale poza tym basen, opalanie (słuchając muzyki). Na zakupy w TJ Maxx’ie i ROSS’ie wybiorę się w ciągu kilku najbliższych dni…
Do następnego :*
ach ta sukienusia …. :D
Najlepszy zakup :) z 34$ na 14$ :D
Kasiu, to nie sukienka jest boska, tylko Ty w niej jesteś boska! :)
Madziu Ty i te Twoje komentarze… Uwielbiam je :D