Kochani,
Po powrocie z Vegas/Los Angeles nic ciekawego się nie działo. Odpoczywałam po tych wycieczkach przez dwa dni. Do tego przez klimatyzację byłam troszkę przeziębiona, ale już wszystko wróciło do normy :) Trochę się wynudziłam podczas tego czasu, trochę nadrobiłam filmy, poczytałam gazety i przepakowałam walizki. A poza tym:
Nadrobiłam rozmowy przez skype :)Pojadłam kilka smacznych śniadań :P
Natknęłam na kilka ciekawostek z działu „Strange America”:
Zawitałam ponownie do działu „Big America”:
I na trochę do nowego działu „Sweet America” – słodkie krakersiki w kształcie rybek :)
Dziś Krzyś przyjechał po mnie w porze lunch’u i zabrał do knajpki sushi na ogromny, jak się okazało, zestaw lunch’owy :) Zupa z tofu
Sałatka z sosem słodko-kwaśnym
Zestaw lunchowy: ryż, sos, dwie krewetki w tempurze, warzywa w tempurze, zielony groszek, 4 sz. maków, sashimi z łososia i tuńczyka, boski łosoś pieczony w słodkiej glazurze i deser z pomarańczy :) Do tego oczywiście Dr Pepper!
Wybaczcie moje rozczochrane włosy, Krzyś wyciągnął mnie na lunch prosto z basenu, na którym spędziłam godzinkę opalając się. Nawet odpuściłam sobie makijaż. Na basenie tylko trzy razy byłam zmuszona się zamoczyć w basenie, oczywiście aby nie zemdleć z gorąca :P
Jak się szybko okazało byłam już tak najedzona samą sałatką i zupą, że lunch’u starczyło mi jeszcze na kolację :PPoza tym wszystkim mogłam podziwiać kolejny piękny zachód słońca…
Mój kochany mąż jest teraz bardzo zajęty, więc większość czasu spędzam sama w hotelu. Mam do dyspozycji samochód, ale jak brakuje już miejsca w walizkach na nowe rzeczy (kasy już powoli też) to nawet na zakupy niebezpiecznie jeździć :P Dlatego też odpuściłam sobie takie wypady. Spędzam teraz czas na typowym odpoczynku: opalam się, kąpie w basenie, czytam, drzemie popołudniami i ogólnie jest mi dobrze :P Jutro planuje wypad na kawkę do Starbucks’a, aby zająć sobie czas w ciągu dnia :) Zostało mi już tylko 10 dni do końca pobytu; jakoś tak smutno się robi na samą myśl. Pewnie dlatego, że już powoli przyzwyczajam się do temperatury. Dziś ok 8 pm jechaliśmy do sklepu i temperatura na zewnątrz wynosiła dokładnie 39 stopni i było mi z nią wspaniale, tak cieplutko, ale nie za gorąco. Bardzo pozytywne uczucie. Pamiętam śmieszną sytuację z LA; kiedy dojechaliśmy do hotelu, po wyjściu z samochodu oboje z Krzysiem mieliśmy ciarki na nogach i rękach, bo było nam za zimno… Na marginesie powiem, że w Californii teraz jest lato i jest wysoka temperatura; dla przyzwyczajonych do takiego gorąca „mieszkańców” Phoenix jednak cały czas za zimno :P
Całuje Was gorąco (tak gorąco jaką mamy temperaturę w Phoenix – ok 40 stopni :P)
Do jutra :*