Kochani,
Joy przyjechała po nas przed 6 pm w piątek, pojechaliśmy (tak jak liczyłam) do Black Angus Resaurant. Joy, ostatni raz była w tej restauracji ok 25 lat temu :) Tym bardziej cieszyłam się, że zje z nami najlepeszego steka w całej Arizonie :P Zamówiliśmy to samo: steka z pieczarkami i zapieczonym blue cheese, a do tego sałatka z blue cheese i bekonem. Zjadłam wszystko do ostatniego kawałeczka i do końca dnia nie mogłam się ruszać. Wyobraźcie sobie, że nawet wieczorne piwo przy basenie chłopaki pili sami. Ja po jednym 0,3l uciekłam do pokoju położyć na łóżeczko moje biedne, najedzone ciało :D
Spotkanie oczywiście było przemiłe. Joy za rok przylatuje do Francji więc może tam się spotkamy. Nie wyklucza też odwiedzin w Polsce. Kto wie :D Spotkanie było przemiłe, jedzenie niesamowite, a do tego Joy dała nam prezenty (!!!) Niesamowita jest i już :* Ja dostałam kilka gadżetów kuchennych, a Krzyś misia z Florydy (tam mieszka syn Joy z rodziną), który teraz jest dla niego, a w przyszłości będzie dla naszego dzidziusia – tak powiedziała :D
Moi drodzy, poniżej przedstawiam Wam moją najcudowniejszą sukienkę (o której wspominałam w poprzednim poście). Ostrzegam, poniżej jest ok 20 zdjęć przedstawiających jej kształt, tył, przód, bok i wszystkie możliwe kombinacje. Wybaczcie mi, nie mogłam się zdecydować, które fotki zamieścić :P Przelećcie post niżej, bo tam znajduje się druga (sobotnia część postu :)

Zwróćcie uwagę jak genialnie układa się dół sukienki… Jej pierwotna cena to 49$, ja nabyłam ją za jedyne 10$ :D




Następnego dnia pojechaliśmy na prawdziwe (nie hotelowe) śniadanie do U.S. EGG Restaurant (w iHOP niestety była kolejka oczekująca na stolik, prawie jak za czasów PRL :P). Jedliśmy przeboskie śniadanie!!! Krzyś zamówił frittatę z warzywami i ziemniaczkami, a ja talerz owoców. Standardowo wszystkiego zjedliśmy po połowie :D



Ta flaga USA zrobiona jest z pojemników na jajka :D
Po powrocie spakowaliśmy się i udaliśmy do innego hotelu znajdującego się bezpośrednio przy lotnisku; też Marriott, więc wystarczyło przenieść rezerwację.
Przy wejściu ugościła nas boska woda pomarańczowa i ogórkowa.
Kochani, a ten wodospad znajdował się przy recepcji… Jak się później kazało podczas robienia tego zdjęcia (w sumie chwilę przed) musiałam tam zostawić moje etui od telefonu. Były nim dowód osobisty, prawo jazdy i amerykańskie ID :( Przeszukałam cały pokój, wszystkie bagaże i niestety go nie znalazłam. Już mieliśmy zastrzegać kartę od bankomatu (i tak jej tam nie było – ale wtedy tego jeszcze nie wiedzieliśmy), kiedy okazało się że moje dokumenty spokojnie czekają na recepcji. Swoją drogą powinni zadzwonić do pokoju… Byłam zła, bo ja naprawdę nie nie gubię (jedna głupia rzecz, którą zrobiłam to wypranie w pralce iphone’a kilka miesięcy temu :P) Na szczęście dokumenty się znalazły :)
Basen 1
Basen 2
Poniżej wielkie łoże w naszym pokoju: KING SIZE BED :)
Kilka fotek z popołudnia spędzonego na terenie hotelu :)

Natknęłam się na boskie zdjęcie zrobione właśnie z tego hotelu :)
Boskie, prawda?
Całuje was gorąco. Wstajemy jutro o 6 rano i jedziemy na lotnisko. Trzymajcie kciuki, aby wszystko poszło zgodnie z planem. W PL planujemy być w poniedziałek ok 18.
calusy i do następnego napisania (w Polsce) :*