Kochani,
Ostatni dzień przed wylotem we wspaniałym, nieziemskim hotelu Marriott, opisałam Wam jeszcze w ostatnim poście. Dzień ten miał jeszcze „część wieczorną”, o której wcześniej nie wspomniałam. Nie omieszkam teraz tego naprawić :) Około 5 pm pojechaliśmy z Krzysiem do restauracji Benihana w Chandler, gdzie mieliśmy rezerwację na show kulinarne. Krzyś uznał, że koniecznie muszę to zobaczyć :) W 100% się z nim zgadzam. Zdjęcia sprzed show:
Moja boska sukienka w całej okazałości. Historia tej sukienki też jest ciekawa (jeśli jakakolwiek historia o ubraniu może być fascynująca :P). Zakupiłam ją w PRIMARK’u w Anglii podczas odwiedzin u siostry (byłam z nią wtedy na pierwszym USG . Pani doktor obsługująca maszynę napisała na kartce płeć dziecka i włożyła do koperty. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że urodzi się najwspanialszy maluszek świata :D On jest najpiękniejszy na świecie i uwielbia swoją ciocię Kasię – tak „powiedział” swojej mamie po moim ostatnim pobycie w kwietniu tego roku; miał wtedy 8 miesięcy :P). Wracając do tematu sukienki, kosztowała 14£ i posiadała jeszcze rękawy z przezroczystego pomarańczowego materiału. Jak ją nałożyłam na siebie w domu, uznałam że te rękawy, mocny kolor i konkretny kołnierzyk to zdecydowanie za dużo jak na jedną sukienkę. Więc wisiała sobie w szafie rok, aż moja najwspanialsza Celinka nie podsunęła mi super rozwiązania – odcięcia rękawów (takich bufiastych do samych nadgarstków). Po tej krawieckiej operacji sukienka stała się po prostu SUPER. Może jestem nudna, że o tym wspomnę, ale wychodząc z Benihan’y mała 9 letnia dziewczynka powiedziała do mnie w przejściu „I love your dress”. Jak zwykle byłam troszkę speszona takim komplementem od obcej osoby, ale odpowiedziałam jej podobnym. Dziewczynka na szczęście miała piękne, wielkie, niebieskie oczy – czego nie omieszkałam zaznaczyć :) W każdym razie wiem, że rada Celinki była super!
W oczekiwaniu na show :D Kucharz przygotowuje się do smażenia naszej kolacji.
Najpierw przyszedł i zrobił pokaz z nożami (obracał je i podrzucał – co wprawiło mnie w osłupienie, ale chyba bardziej ze strachu). Następnie porozlewał nam sosy. Potem wyłożył na tę… hmmm… podstawę do smażenia pierś z kurczaka, ryż, warzywa i wylał dwa jajka. To wszystko tylko do przygotowania ryżu :) Oczywiście nie omieszkał popodrzucać sobie żółtkiem :PW trakcie przygotowań otrzymaliśmy zupę cebulową i sałatkę z boskim sosem słodko-kwaśnym.
Kolejnym ciekawym wydarzeniem było podsmażanie pieczarek i cebuli. Z cebuli kucharz zrobił parujący wulkan. Zamieszczam jeszcze link do lepszej wersji wulkanu z cebuli z myszką Mickey :D Obejrzyjcie koniecznie – to tylko 30 sekund.
http://www.youtube.com/watch?v=NU_OcgtlhwARyż (który był wyborny) i warzywka już gotowe :)
Kucharz przygotowywał dla nas krewetki i kurczaka; dla innej grupy stek, przegrzebki i homara.
Nasze danie po skończonym show wyglądało tak:
Piszę tego posta z lotniska w Chicago. Za 20 minut musimy iść na nasz 8godzinny lot do Monachium więc wybaczcie literówki – nie mam za bardzo czasu sprawdzać :P
Pozdrawiam Was serdecznie :*
om nom nom nom, jadłbym do omdlenia ;)