Moi Drodzy,
Jesteście z tych od „artystycznego nieładu” czy z tych pedantycznych i uporządkowanych?
Czy Wasza organizacja wszystkiego ogranicza się do „jakoś to będzie” czy może spisujecie sobie listę, którą punkt po punkcie realizujecie?
Ja chyba należę do tej drugiej grupy. Lubię porządek i ład; poukładane i posegregowane rzeczy w szafach, a także proste przestrzenie z kilkoma konkretnymi meblami. Na biurku dopuszczam lampkę (ze schowanym kablem) i ostatecznie notes z szarym, niezdobionym ołówkiem. Bibeloty na biurku? Nigdy w życiu. Wszystko musi być pochowane.
W naszym salonie mamy z mężem dwa duże parapety. Na moim stoją trzy piękne doniczki z ziołami, a u Krzysia prawie go nie widać pod stertą paragonów, książek, kluczy i nie wiem czego jeszcze (boje się sprawdzać :P). Ponadto nie lubię półek, wolę szafki i szuflady z frontami. Nawet ładnie poukładane rzeczy na otwartych półkach tworzą wg mnie bałagan, nieporządek, chaos…Mój parapet :) Czasem obok doniczek można spotkać wygrzewającego się Kotula.
Parapet mojego męża.
Zrobiłam nawet wstępny plan (zbiór inspiracji) mojego azylu – pokoju z kanapą, biurkiem i wygodnym obrotowym krzesłem. Jedynym akcentem „nieładu” będzie szary sznurek przeciągnięty na tle fuksjowej ściany (nad biurkiem) z doczepianymi projektami stron do mojej autorskiej książki kucharskiej. Pokój obecnie stoi pusty z wycyklinowaną podłogą i pomalowanymi ścianami – czeka na lepsze czasy, bo umeblowanie go na pewno trochę będzie nas kosztowało.
Przez ostatnie dni, każdego wieczoru przed pójściem spać poświęcam 15 minut na ogarnięcie bałaganu z salonu i blatu w kuchni. Zasada ta pochodzi od Perfekcyjnej Pani Domu, ja ją jedynie zmodyfikowałam sprzątając tylko salon z aneksem kuchennym, tak aby następnego dnia rano wejść do schludnego salonu i zacząć „mój uporządkowany dzień”. Pierwotna zasada brzmiała: „Poświęcaj codziennie 15 minut na sprzątnięcie czegoś konkretnego: jednego dnia umyj lustra, innego zlewy, trzeciego odkurz, kolejnego zetrzyj kurz itp.”.
W telefonie mam listę „rzeczy do zrobienia” i cały czas ją uzupełniam o coś nowego, stare punkty kasując (tyle dobrego w nowoczesnym sprzęcie, że zamiast skreślania wystarczy wcisnąć „delete”). Lista zakupów również zapisana jest w telefonicznych notatkach i chodząc między półkami w supermarkecie na bieżąco usuwam produkty znajdujące się już w koszyku.
Wszystkie osoby w mojej książce telefonicznej spisane są od nazwiska, nie inaczej. Może każdy z Was otworzy teraz usta ze zdziwienia, ale nawet mój mąż figuruje jako Pytner Krzysztof, a nie np. Miś czy Żabka :P Jedyną osobą spisaną w inny sposób niż reszta jest moja Mama, pod hasłem „Mamusia Bogusia” :D
Takie zorganizowanie wszystkiego ma swoje plusy: zawsze bez problemu znajdziesz osobę z którą chcesz się skontaktować. A numeru do Mamy nie muszę szukać; wystarczy wejść w ostatnie połączenia, aby znaleźć ją na pierwszej lub drugiej pozycji od góry :P
Dowodów na mój pedantyzm vel dobrą organizację jest więcej :)
Jak u Was to wygląda? Z niecierpliwością czekam na komentarze pod postem.
Do następnego (napisania) :*
Parapet Krzysia mógłby być nominowany do konkursu na najbardziej artystyczny nieład tygodnia choć mógłbym dzielnie z nim konkurować biurkiem. Moje biurko często wygląda bardzo podobnie. Na obecna chwilę leż na nim lampka zepsuta i przepalona ale leży i coś mruczy, więc nie ruszam bo może sie pogniewać, że ją ruszam. Nieopodal Access 2003 PL Biblia. Za monitorem laptopa leży sterta kabli w tym jeden z cenniejszych – karta usb creative play. Po mojej prawicy monitor zewnętrzny obok niego klucze, fiszki z angielskiego, wyrwane kartki z zeszytu, do pisania pod ręką! Widzę jeszcze bilet do filharmonii na Elizaveta Ivanova, przypomina mi jak cudownie było. Pod łokciem mam dwutygodnik T-media, i 2 komórki obok. Jeszcze dalej idąc tropem już książka Ballada o stanie wojennym, 4 egzemplarze National Geographic, fiszki, licznik do roweru, miska po jedzeniu, szklanka z herbatą i 3 długopisy. Kasieńko nawet nie wiesz jak to wszystko jest potrzebne a co najważniejsze jest dostępne od ręki :) My kochamy nasze małe bałaganiki :)
Tomku Twoje biurko to jakaś wyspa skarbów :) Fajny bilet z Filharmonii!
Oj przydała by mi się lepsza organizacja i troche pedantyzmu w pracowni:) podejrzewam że jak byś do mnie wpadla, znaczy do pokoju z produkcja ozdob, to byś załamała ręce;)albo i nie, w każdym razie zapraszam:) inaczej się w tej profesji nie da, jakoś panuje nad tym chaosem i jestem notorycznym zbieraczem pierdółek, bo a nóż się coś przyda. Zobacz sama, są akurat zdjęcia z pracowni na moim blogasku. Także ja zdecydowanie jestem w grupie artystycznych nieładników;) pozdrawiam….aha i śliczne doniczki:)
Magda raczej byłabym zachwycona Twoją pracownią. A tym bardziej, że z tego nieładu artystycznego wychodzą takie cuda jak Twoje fascynatorki :)
Ja niestety należę do tej grupy artystycznej ;) straszliwie chciałabym awansować ale niestety nie leży to w mojej naturze Motywuje mnie najczęściej fakt,że będę miała gości
Ale dlaczego „niestety”? Myślę, że obie grupy mają swoje plusy i minusy. Dobrze, że motywują Cie goście (dzięki temu Ty lepiej się czujesz, gdy ich przyjmujesz i oni pewnie też). Ważne, aby człowiek czuł się dobrze w swoim domu i swoim uporządkowanym też bądź nie życiu :)
Pingback: małżeńskie codzenności | KWIAT POMARAŃCZY