Kochani,
W pierwszy dzień majówki postanowiliśmy wraz z Krzysiem, moją siostrą Anetą i jej chłopakiem Łukaszem pojechać na jednodniową wycieczkę do Torunia. Wycieczkę zaplanował wspomniany wcześniej chłopak mojej siostry i miała to być dla niej niespodzianka. Niespodzianką nie miał być sam wyjazd, ale miejsce docelowe. W tym celu pięknie dotrzymywałam tajemnicy przez ostatnie dwa tygodnie, ale już ostatniego dnia się wygadałam. Zupełnie tego nie rejestrując :)
Kiedy jechaliśmy już autem w kierunku obwodnicy, powiedziałam, że muszę kupić sobie nowego KUKBUK’a, „ale przecież mogę go kupić w Toruniu” – po tych słowach wszyscy zaczęli się śmiać, a ja nie wiedziałam z czego… Okazało się że się wygadałam tajemnicze miejsce docelowe, nawet tego nie rejestrując… :P No cóż zdarza się najlepszym!
Droga przebiegła bez większych przeszkód. Pogoda nam zdecydowanie dopisała więc, gdy już dotarliśmy na starówkę postanowiliśmy po krótkim spacerze nad Wisłą znaleźć piękne miejsce na kawkę i ciasto. Myślę, że wszyscy na to zasłużyliśmy.
Chodząc po starówce szukaliśmy miejsca idealnego :) Padło na Róża i Zen – Łukasz stwierdził, że powinna nam się spodobać, bo ma drzewa rosnące pomiędzy stolikami. Okazało się, że sama kawiarnia jest najpiękniejsza w jakiej dotychczas byłam i na dodatek była w niej zagrywana scena z serialu „Lekarze”, gdzie siostra Alicji poznała swojego obecnego chłopaka :P
Spójrzcie tylko do jakiego raju udało nam się trafić podczas pobytu w Toruniu:Róża i Zen zaskoczyły nas nie tylko nietuzinkowym „wnętrzem”, ale przede wszystkim ciastami własnej roboty. Uwaga te zdjęcia na pewno spowodują u Was chęć na coś słodkiego :)
Takie właśnie zielone niespodzianki wpadały nam do herbat czy kaw :) Miało to niesamowity urok, takiej herbatki w babcinym sadzie. Poniżej zdjęcie „po” – jaka szkoda…
Po drodze odwiedziliśmy jeszcze wystawę kotów rasowych – żal było nie skorzystać z okazji.
Następnie udaliśmy się na piwko piernikowe do miejsca standardowego – chyba każdy tam trafi, kiedy tylko przyjedzie odwiedzić to miasto. Mowa oczywiście o „Janie Olbrachcie”. Sprzedają tam po jedyne 10 zł minikufelki pełne czterech różnych, ważonych na miejscu piw.
Kadzie :)
I oczywiście piwko piernikowe, które zabraliśmy ze sobą do Gdańska. Odwiedziliśmy jeszcze sklep z piernikami toruńskimi i kupiliśmy sobie na wagę kilka rodzajów – pycha :)
Obiad był ostatnią częścią naszej toruńskiej wyprawy. Uderzyliśmy do pierogarni „Stary Toruń. Otrzymaliśmy tam tak genialne pierogi tzw. piecuchy (były też bardziej standardowe lepiuchy). Ja z Anetką zamówiłam z grzybami, Krzyś z 5 rodzajami serów, Łukasz zdecydował się na zestaw „czego dusza zapragnie” i zamówił 5 różnych rodzajów min. z salami i cheddarem (był mega).
Swoją drogą otrzymaliśmy jeszcze smalec własnej roboty z chlebkiem i ogórkami – jako aperitif :)
To byla wspaniała wyprawa. Kilka zdjęć z Torunia na sam koniec :)
Cukierki własnej roboty – oczywiście pomarańczowe :)
Rodzinka „prawie” w komplecie.
Piękna posadzka.
Życzę Wam równie udanej majówki jak nasza czwartkowa wyprawa. Jutro jedziemy na wesele znajomego w okolice Chojnic – majówka jak najbardziej aktywna :)
Do następnego:*
Cudowne miejsca i… wspaniałe ciacho! Ciężarna robi się głodna:) – pozdrawiam, Monika