Kochani,
Po raz drugi w moim życiu miałam przyjemność przebywać w miejscu tak niezwykłym jak przyjemnym i odwrotnie. W małej mieścince w Czechach, około godziny drogi od Ostrawy, w której mieszka zaledwie 18 tysięcy mieszkańców. Miasteczko to nie posiada centrum handlowego i innych komercyjnych miejsc – Rožnov pod Radhoštěm. Tam właśnie można znaleźć niezwykłe miejsce: Rožnovský pivovar, a w nim piwne SPA :)W tym niezwykłym miejscu byłam już przed dwoma laty, kiedy mój mąż przez tydzień pracował w tamtejszej fabryce. Podczas jego pracy odpoczywałam w środku lasu w pięknym drewnianym pensjonacie. Wieczorami jedliśmy knedliki z jagodami na słodko i piliśmy czeskie piwo w knajpce obok :) Było cudnie. Ostatniego wieczoru w Czechach poszliśmy do piwnego SPA (Krzyś usłyszał o nim od kolegów z pracy) i zauroczyliśmy się tym miejscem. Dlaczego? Dlatego, że kilkugodzinna sesja w tamtejszym SPA składała się z sauny z kuflem tam warzonego piwa. Potem kąpiel w drewnianych balach w piwie z kolejnym kuflem (zawartość bali to 40% niesfermentowanego piwa i 60% wody). Wszystko wśród zapalonych świec i pięknego zapachu kadzidła. Podczas kąpieli nałożyli nam jeszcze maskę z drożdży. Na koniec była jeszcze relaksacja pod ciepłymi kocami z kolejnym piwem… Same zabiegi były cudowne, ale uwierzcie mi na słowo; piwo sprawiało, że ten czas był znacznie przyjemniejszy.
źródło
W Polsce picie piwa podczas tego typu zabiegów nie byłoby możliwe, przynajmniej w takiej ilości. Za duże ryzyko zawału :P
Na początku tego roku mój mąż wypatrzył na stronie piwowaru ofertę pobytu dla dwóch osób na okres 6 dni za równowartość jedynie 1300 zł. W cenę wliczone codzienne, kilkugodzinne zabiegi w piwnym SPA, piwo bez ograniczeń, noclegi, śniadania i obiadokolacje :) Nieźle, prawda?
Nie było innego wyjścia Rožnov pod Radhoštěm powitało nas znowu po dwóch latach.
Nasza podróż zaczęła się w Sobotę. Przyjechaliśmy do Warszawy, następnego dnia dojechaliśmy przed 14.00 do Czech. Musieliśmy się śpieszyć z check-in’em w hotelu, ponieważ jeszcze w niedziele miały odbyć się zabiegi. Hotel usytuowany był jakieś 10 min. pieszo od piwowaru. Fajnie było tam wrócić :)
Ciekawostka:
Sam Robert Makłowicz nagrywał odcinek swojego programu w tych okolicach Roznov i część swojego programu nagrał właśnie w Roznovskim Piwowarze :) Jest nawet pokazana jedna z miedzianych bali piwnych, w których wraz z kuflem piwa zażywał relaksującej kąpieli podczas programu :)
żródło
Gdy już streszczono nam po czesku cały plan zabiegów na cały pobyt dostaliśmy bloczek na obiady w piwowarze. Tego też dnia, po zabiegach w SPA zjedliśmy coś przepysznego. Mąż zamówił kolanko, a ja bryndzove halusky czyli kluski z boczkiem :) Okazało się, że moje kluseczki są przepyszne, a Krzysia „kolanko” to golonka… Nie jadamy golonek, ale ta była tak wyborna, że nikt (nawet Makłowicz podczas programu) jej sobie nie odmówi :) Uwierzcie mi na słowo!
Cały tydzień składał się z kilkugodzinnych sesji, w prawie każdej była sauna i piwna kąpiel. Poza tym uwielbianym przez nas standardem były takie zabiegi jak: oliwienie całego ciała, masaż gorącymi kamieniami, aromaterapia z paleniem świec, maski drożdżowe, terapia światłem, masaże stóp i całego ciała w specjalnych fotelach itp. Jeden dzień spędziliśmy w morskich łaźniach, gdzie sauna była w morskich klimatach, z bryzą, niebieskimi światełkami „na niebie” i szumem morza. Dostaliśmy też mydełka z morza martwego, po użyciu których piekło nas całe ciało. Para otwierała pory, do których dostawała się sól i to miało chyba te pory oczyszczać – nie wiem :P W łaźniach otrzymaliśmy jeszcze poczęstunek składający się z suszonych pomidorów, oliwek, fasolki, nadziewanych papryk itp. Za dużo było na talerzu, aby wymieniać. Na koniec czekała nas relaksacja z odgłosami delfinów i oczywiście wyświetlanym filmem z pływającymi delfinami właśnie :)
Cały pobyt uważam za bardzo udany, choć nie muszę Wam mówić, że było troszkę alkoholowo. Niestety kiedy zaczyna się pić o godzinie 14.00 (przeważnie o tej godzinie zaczynały się zabiegi) to kiedy ok 19.00 wracaliśmy do hotelu padaliśmy często na „małą drzemkę”, która kończyła się rankiem następnego dnia :)
Poza SPA byliśmy na kręglach i tam piłam mohito x 3 – nie mogłam sobie odmówić takiej ilości, ponieważ płaciłam za nie ok 8 zł, a nie różniło się niczym od mohito np. w Zatoce Sztuki w Sopocie, gdzie jeden drink to koszt 35 zł… Odwiedziliśmy jaskinie, manufakturę świec, gdzie zostaliśmy oprowadzeni po całej wytwórni, muzeum samochodów TATRA i wjechaliśmy wyciągiem ławeczkowym na górę, gdzie stoi Bożek Radegast :)


Przerażona ja kiedy ławeczki ruszyły :)


Ciekawym zjawiskiem na górze, po drodze do bożka Radegast’a były ułożone w ten sposób kamienie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale tak ułożonych „kupek” było mnóstwo. My „na wszelki wypadek” też ułożyliśmy sobie jedną taką :)
W piątek pojechaliśmy do Pragi na jedną noc, a następnego dnia pojechaliśmy do Drezna. Po zakupach (3 skrzynki niemieckiego piwa dla mojego męża, proszki i mój słodki expres Dolce Gusto) mieliśmy wrócić do hotelu i się wyspać. Skończyło się inaczej i postanowiliśmy się spiąć i wrócić do Gdańska jeszcze tej samej nocy. Do Kotika. Dzięki temu mieliśmy całą niedzielę na rozpakowywanie się, prania i powrót do naszej gdańskiej rzeczywistości. Do Gdańska dotarliśmy przed 2 w nocy. Po wniesieniu wszystkich rzeczy i powitaniu z Kotikiem, którym opiekowała się nasza znajoma Ania, w kończu poszliśmy spać :D
Czechy są piękne, w ogóle niekomercyjne, co naprawdę potrafi urzec.
Do następnego:*